czwartek, 17 stycznia 2013

Już w domu

Jesteśmy w domu. Nasza prawie trzytygodniowa wyprawa dobiegła końca. Teraz czas na porządkowanie zdjęć i ponowne przystosowanie do codzienności. Zimowa pogoda, najszybciej nam przypomniała w jakim klimacie mieszkamy. 
Jeszcze raz wszystkim czytelnikom bloga dziękujemy za zainteresowanie i wytrwałość. 
Czytaniem  naszych relacji towarzyszyliście nam w podróży a komentarze upewniały nas, że jeszcze bardziej jesteście z nami.

Gdańsk - ale tu zima

Jesteśmy w Gdańsku. Lot rozpoczął z pół godzinnym opóźnieniem. Na koniec też mieliśmy wrażenia. Samolot był już nad pasem, kiedy nagle ostro poderwał do góry i zatoczył kolejny krąg. Za drugim razem się udało. Już na miejscu okazało się, że to przez niesprzyjający boczny wiatr, który dla mniejszych samolotów może być niebezpieczny. Jedziemy już samochodem, prosto do domu... na kluski i podziwiamy zimowy krajobraz za oknem.

Berlin-Tegel - trzecie lotnisko, druga przesiadka

Jesteśmy w Berlinie. Lot z Abu Dhabi zgodnie z rozkładem. Trochę pospaliśmy i wylądowaliśmy w zupełnie innym klimacie - "biało dość" i zimno. Przed nami dwie godziny oczekiwania na ostatni lot - do Gdańska. Do domu już coraz bliżej.
Berlin się budzi, samoloty odlatują:



środa, 16 stycznia 2013

Abu Dhabi - przesiadka, drugie lotnisko

Lot z Bangkoku trwał siedem godzin. Minął jednak szybko. Trochę czytania, oglądania, spania i już jesteśmy w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Lotnisko w Abu Dhabi również duże, znaleźliśmy nasz kolejny terminal i czekamy. Tutaj jest godzina 00:50, lot mamy o 02:45. Dwie godziny przerwy. Poniżej kilka zdjęć terminala:





Bangkok - lotnisko Suvarnabhumi

Jesteśmy już po odprawie bagażowej i paszportowej. Mamy pieczątki w paszportach zezwalające na wyjazd z Tajlandii. Za 30 minut rozpocznie się nasz pierwszy lot - do Abu Dhabi.
Poniżej zdjęcia stacji kolejki, którą dotarliśmy na lotnisko i widok na halę odlotów, jest naprawdę ogromna:






Bangkok - Abu Dhabi - Berlin - Gdańsk = wracamy

Dzisiaj wracamy, prawie trzy tygodnie w podróży a minęło tak szybko. Mieliśmy dużo niezapomnianych wrażeń, którymi z wielką radością na bieżąco dzieliliśmy się z czytelnikami bloga. Za wierne kibicowanie nam w drodze bardzo dziękujemy.
Jesteśmy już spakowani, za chwilę oddajemy pokój i jedziemy na lotnisko. Dzięki dobrej lokalizacji  hotelu, dojedziemy tam specjalnym pociągiem - Air Rail Link, który łączy centrum miasta z lotniskiem. Przed nami kilkanaście godzin w drodze ale z każdą chwilą bliżej do domu.
Obiecuję, jeśli będzie dostępny internet, będą na bieżąco wiadomości z drogi.

wtorek, 15 stycznia 2013

Bangkok - Ayutthaya- Bangokok

Dzisiaj zrobiliśmy wycieczkę do starej stolicy Tajlandii - Ayutthayi. To miasto położone ok. 120 km. na północ od Bangkoku. Wybraliśmy się tam pociągiem. We wcześniejszych postach pisałem jak tanie są tutaj podróże pociągami. Tym razem za trzecią klasę, na tym odcinku zapłaciliśmy po 1,50 PLN na osobę. Poniżej kilka zdjęć naszego pociągu i widok z okien na miasto.
Koniec pociągu, drzwi - brak:
Jesteśmy wcześnie, wagon jeszcze pusty:
 Nie ma też lokomotywy, opóźnienie wzrasta, my czekamy:
 Już jedziemy, teraz ulica czeka:

Dokładne informacje o mieście Ayutthaya są tutaj.
Kiedy byliśmy na miejscu, na dworcu oczywiście czekało mnóstwo taksówek i tuk-tuków, gotowych nas wszędzie zawieźć. My jednak byliśmy przygotowani i mieliśmy swój plan. Znaleźliśmy przeprawę promową na drugą stronę rzeki i o to nam chodziło. Po drugiej stronie w zasięgu 2-3 kilometrów mieliśmy do zwiedzania wszystkie główne świątynie starej stolicy. Ich budowle, w przeciwieństwie do wszystkich wcześniej przez nas oglądanych zbudowane zostały z czerwonej cegły, co jest jak na te okolice i tamte czasy wyjątkowe. Obejście miasta zajęło nam około trzech godzin.
Poniżej kilka zdjęć ze zwiedzania świątyń:


 Głowa Buddy wpleciona w korzenie drzewa:
 Tuk-tuki w Ayutthayi są inne, tutaj znaleźliśmy nawet Nemo:

Gdy dotarliśmy ponownie na dworzec, zjedliśmy coś i z radością tym razem przyjęliśmy informację o spóźnionym pociągu powrotnym. Piszę o tym, że z radością, ponieważ nasz poranny pociąg wyruszający z Bangkoku już na stacji początkowej zaliczył godzinę opóźnienia. Zupełnie nie wiemy dlaczego, komunikaty z megafonów na dworcu cały czas o czymś informowały, ale nikt z nas po tajsku nie rozumie :)
Popołudniowe opóźnienie nas ucieszyło - mniej czekania na pociąg i to tego w drogę powrotną jechaliśmy expresem za 2,00 PLN na osobę.
Pociąg express, jedzie o godzinę krócej i jest bardziej komfortowy. Wygląda tak:


Na zakończenie informacja, kto wie czy nie o największej niespodziance naszej wyprawy. Za niewielką opłatą można tutaj poprowadzić pociąg - express do Bangkoku. Niektórzy nie odmówili takiej okazji:


poniedziałek, 14 stycznia 2013

Bangkok - Wat Arun i inne miejsca

Kwiatuszka, Owca i Kubuś wróciły do Bangkoku, są tutaj:

Po wczorajszym dniu w drodze, dziś zostaliśmy w Bangkoku. Najważniejsze i najciekawsze naszym zdaniem miejsca odwiedziliśmy tutaj w pierwszych trzech dniach pobytu. Jednak na pewno nie wszystko, stąd też dziś przeznaczyliśmy dzień na Bangkok. Z rzeki widać imponującą budowlę to świątynia Wat Arun. Więcej informacji o tym miejscu jest tutaj.  Postanowiliśmy tam zajrzeć. Z bliska wywołuje jeszcze większe wrażenie. To duża i bardzo bogato zdobiona budowla. Ponadto można wejść na nią do pewnej wysokości skąd roztacza się wspaniała panorama na miasto i rzekę. Obejrzeliśmy wszystko z każdej strony. Później jedząc, oczywiście wprost na ulicy pyszny rosołek z kaczki,  zastanawialiśmy się gdzie pojedziemy dalej.
Poniżej kilka zdjęć z tego miejsca:






W drugiej części dnia zdecydowaliśmy przepłynąć statkiem całą długość linii promowej. Dotychczas sporo korzystaliśmy z tego rodzaju transportu i miasto widziane od tej strony również bardzo nam się podobało. Popłynęliśmy do końcowej przystani -  mieliśmy prawie godzinę na wodzie i zupełnie inne widoki niż w pobliżu centrum. Momentami, chociaż nie dosłownie widoki podobne były do pływających wiosek w Kambodży - z lekkim przymrużeniem oka czynię to porównanie, chociaż domy wyraźnie biedniejsze, stojące na palach tuż nad rzeką często występowały.
Trochę fotografii - widoki z perspektywy rzeki:





W uzupełnieniu kilka zdjęć z ulicy, w typie "jedzie pociąg w środku" miasta, duże korki a mimo tego zgiełku  piesek spokojnie śpi w wejściu do sklepu:




Oraz typowa kolacja w Bangkoku. W menu: kurczak, (chyba) ryba w cieście, grillowane kiełbaski, na deser owoce - mango, papaja, ananas. A przede wszystkim wszystko to - w woreczku, na patyku, na chodniku, tuż przy krawężniku :)





niedziela, 13 stycznia 2013

Z Siem Reap do Bangkoku

Pisałem wcześniej, że dzisiaj wracamy do Tajlandii. Po wczesnym śniadaniu, uregulowaliśmy rachunek w hotelu. Pożegnaliśmy miłych pracowników i minivanem podjechaliśmy na miejsce skąd odjeżdżał nasz autobus do granicy. Teraz, kiedy piszę właśnie jesteśmy w drodze. Autobus bardzo ciekawy. Oprócz nas podróżuje nim "przekrój całego świata". Jest Niemka, Australijka, dwoje Holendrów. Muzułmańska rodzina z RPA i kilku Azjatów. Autobus lokalny - fajny. Klimatyzację załatwiają otwarte okna a bagaże jadą w środku - razem z nami. Bagażnika autobus nie posiada. Jest wspaniale, kolejne nowe doświadczenia. Pan z RPA wraca z podróży po Wietnamie. Rozmawiamy o jego podróży, ponadto Pana bardzo ciekawi Europa, więc staramy się o wszystkim co Go interesuje opowiedzieć.
Do granicy dojechaliśmy w trzy godziny. Odprawa graniczna - wyjazd z Kambodży szybko poszła, nie więcej niż 40 minut. Teraz, czekamy na odprawę do Tajlandii jest dłuższa kolejka. Stoimy już ponad 40 minut a wygląda, że potrzeba jeszcze minimum godzinę. Nie ma innej opcji., czekamy. Temperatura 34 stopnie, jest ciepło. Okazało się dłużej, 1,5 godziny później mamy 10 metrów do okienka odprawy. Nasze Dziewczyny już są w Tajlandii.
Jest 15:10 Jupi :) po trzech godzinach na granicy jesteśmy w komplecie w Tajlandii. Znaleźliśmy już naszego busa, który zawiezie nas do Bangkoku.
Po dwunastu godzinach od wyjazdu z Siem Reap jesteśmy na ulicach Bangkoku. Czekamy teraz, gdzie nasz bus będzie miał końcowy przystanek. I tu wystąpiła mała niespodzianka. Otóż według informacji punktu w którym kupiliśmy bilety wynikało, że bus zatrzyma się przy lotnisku. Drogę stamtąd do hotelu mieliśmy opanowaną, miało być metrem. Niestety, Pan kierowca busa po drodze zabrał swojego kolegę do Bangkoku. Podwiózł tego kolegą na wskazane przez niego miejsce a nam powiedział, że to ostatni przystanek. Zupełnie nie wiedzieliśmy, gdzie jesteśmy, poza tym, że w Bangkoku. Pan kierowca, też jak na złość "zapomniał" angielskiego i nic nie można było się od niego dowiedzieć. Na wszystkie pytania - gdzie najbliższa stacja metra, lub Sky Train, odpowiadał , że daleko i trzeba brać taxi. W tej sytuacji zdecydowaliśmy się na taxi. Po dwunastu godzinach w drodze, w tym trzech na granicy nie było już ochoty na "błądzenie we mgle". Okazało się wówczas, że taksówkarze to też cwaniacy. Pierwszy napotkany zaproponował nam kurs do hotelu za 3500 THB. Dzięki temu, że znamy już tutejsze realia i ceny "podziękowaliśmy" za jego usługę. Znaleźliśmy kolejną taksówkę, z tym kierowcą udało się ustalić kurs na poziomie 250 THB, jest różnica, prawda? W tym miejscu wypada podpowiedzieć, dla przyszłych zwiedzających " na własną rękę" - wszelkie ceny negocjujemy i ustalamy przed wykupieniem usługi.
Teraz jesteśmy już w hotelu, po odświeżeniu, chociaż była już 22:00 wyszliśmy na mały spacer po okolicy. Chociaż zorientować się na jutro rano, gdzie najbliższa stacja metra i kolejki Sky Train.
Poniżej przedstawiam kilka zdjęć z naszej dzisiejszej drogi.
Nasz pierwszy autobus dzisiaj, widok do przodu i do tyłu, gdzie są bagaże:



Jeden z przystanków w drodze a tam toaleta ze wspólnym grzebieniem do wykorzystania. Na wszelki wypadek "na sznurku" aby nie zginął:

A to już widok z siedzenia pasażera w naszym busie do Bangkoku. Bagaże też jadą z nami:





sobota, 12 stycznia 2013

Ostatni dzień w Kambodży

Trudno w to uwierzyć ale po zaplanowanych czterech dniach tutaj w Kambodży, przedłużyliśmy pobyt o kolejne sześć dni, i ten czas też się już kończy. Dzisiaj był ostatni, zakładamy, że ostatni tym razem dzień naszego zwiedzania Kambodży. Jutro rano wracamy do Bangkoku. Piękny jest kraj, który właśnie opuszczamy. Mieszkańcy bardzo pogodni, radośni i bardzo życzliwi. Będziemy miło wspominać ludzi, których spotkaliśmy na swojej drodze i wszystkie tutejsze klimaty. Nie ma tu wielkiego bogactwa, ludzie żyją raczej skromnie ale każdy się czymś pożytecznym dla drugiego zajmuje. Nie trzeba samemu gotować, prać czy robić wiele innych rzeczy dla nas typowych, że wykonujemy je sami dla siebie. Mówiąc znanym nam językiem sektor usług jest tu wspaniale rozwinięty. Wszystko jest powszechnie dostępne, dosłownie, o czym już wspominałem " na ulicy", przy tym tanie, że stać na to właściwe wszystkich. Takiej ilości dostępnego jedzenia, które jest przygotowywane bezpośrednio na ulicy a przy tym jest mobilne - jeździ na wózkach i  dzięki temu przemieszczając się elastyczne reaguje na zmieniający się popyt, nie znajdziemy chyba w żadnej innej części świata. Ponadto pralnie, fryzjerzy, krawcy, warsztaty samochodowo-motocyklowo-tuktukowe są na każdym kroku, gotowe obsłużyć wszystkich w potrzebie. Szkoda nam stąd wyjeżdżać. Wracamy już na ostanie trzy dni naszej wyprawy ponownie do Bangkoku, do większego bogactwa, ruchu ulicznego i innej kultury. Na drogę powrotną wybraliśmy inny rodzaj transportu niż ten, którym dotarliśmy tutaj. Wybór był celowy, chcemy poznawać jak najwięcej możliwości i zdobywać możliwie najwięcej doświadczeń w naszych podróżach. 
W zakresie zdobywania doświadczeń kulinarnych - dzisiaj na ostatnią naszą kolację tutaj - spróbowaliśmy żab. Okazuje się jak w wielu poprzednich przypadkach, że zjeść można wszystko. Jeśli jest pysznie, jak tutaj przyrządzone - nie ma problemu.

Kambodża - uliczna ciekawostka

Azja jest pod każdym względem ciekawa i zaskakująca. Poniżej zdjęcie zrobione na ulicy w Siem Reap. Przedstawia motor służący do napędu tuk-tuka. Zobaczcie z czego wykonano lusterka? Drugie było identyczne. Prawda, że oryginalne :)

piątek, 11 stycznia 2013

Preah Vihear - świątynia na granicy Kambodży i Tajlandii

Dzisiaj był długi wypad. Pojechaliśmy ponownie na północ od Siem Reap, tym razem dalej niż ostatnio w tym kierunku. Celem naszym była oddalona o 220 km., znajdująca się na granicy Kambodży i Tajlandii świątynia Preah Vihear. To miejsce jest bardzo rzadko odwiedzane przez turystów. Głównie ze względu na odległość i czas jaki trzeba mieć aby tam dotrzeć. My czasu mamy wystarczająco i ten komfort, że sami możemy wszystko planować. Świątynia jest też punktem sporym pomiędzy sąsiadującymi ze sobą krajami. Czasami, chociaż ostatnio rzadko dochodzi w niej do zbrojnych konfliktów miedzy żołnierzami obu krajów. Prawdopodobnie dlatego też jest mniej chętnych na wyjazdy w ten rejon. Nie muszę dodawać, że nas to akurat jeszcze bardziej mobilizowało aby tam być.
Więcej informacji o świątyni jest tutaj.
Wczoraj wspominałem, że transport zorganizowaliśmy, więc dziś rano o 7:30 wyjechaliśmy w kierunku granicy. Mieliśmy typowy jak na Kambodżę samochód dla czterech osób - Toyotę Camry. Droga minęła nam, szybko. Główne krajowe odcinki dróg są asfaltowe, ruchu nie ma dużego, po trzech godzinach byliśmy prawie na miejscu. Kiedy mieliśmy przed oczami taki widok:

Nasz kierowca powiedział, że jego samochód pod górę, czyli to samej świątyni nie podejdzie. Była to dla nas pewna niespodzianka. Nigdzie, nikt o tym nie pisał - to kolejny dowód, jak mało ludzi się tu zapuszcza. Ale tutaj na każdą niespodziankę jest od razu rozwiązanie. Na placu pod górą był punkt w którym trzeba było za 25 USD wynająć takiego naprawdę terenowego pick-upa i można było dalej wdrapywać się na szczyt. Poniżej załoga już " na pace" gotowa do jazdy górskiej i kilka widoków z trasy. Jazda była ekscytująca. Nasz samochód - oczywiście też Toyota, kilka razy zatrzymywał się, Pan kierowca, zmieniał przełożenia reduktora i pięliśmy się ostro pod górę:


 

Jest to teren przy granicy, sprawdzono nam paszporty i jako przepustki, które następnie na trasie były kontrolowane otrzymaliśmy takie bilety:

Kiedy dotarliśmy na górę widoki były niesamowite. Dodatkowo potęgowały je krajobrazy okolicy ze szczytu góry i stacjonujący na górze żołnierze wraz z przygotowanymi na wypadek kolejnych potyczek umocnieniami. Poniżej zdjęcia ze świątyni i szczytu góry.
Może na to nie wyglądają ale są to umocnienia-bunkry żołnierzy kambodżańskich:

 Jeden z żołnierzy, też trochę niewyraźnie widać ale siedzi na karabinie:
 Jeden z fragmentów zespołu świątyni - zbiornik wodny:


Widok ze krawędzi urwiska, bliżej podejść to już za duże ryzyko. Jak widać zabezpieczeń nie ma. Te jasne kreski w dole to drogi:


 Umocnienia wojskowe na szczycie góry: